ZWIĄZEK KOMPOZYTORÓW POLSKICH

Rynek Starego Miasta 27, 00-272 Warszawa, tel. (+48 22) 831 17 41, 831 16 34, faks 887 40 52, mail:zkp@zkp.org.pl

Nowi Członkowie Honorowi ZKP!

41. Walne Zebranie Członków ZKP na swoim posiedzeniu w dn. 16 czerwca br. nadało godność Członka Honorowego czterem osobom niezwykle zasłużonym dla kultury. Są to: Joanna Wnuk-Nazarowa, Szabolcs Esztenyi, Walentin Silwestrow oraz Adrian Thomas.
dsc07964 20230616 1306369385dsc07989 20230616 2034656404dsc07906 20230616 1552658825


Oto laudacje wygłoszone na cześć nowych Członków Honorowych:

LAUDACJA DLA JOANNY WNUK-NAZAROWEJ – EUGENIUSZ KNAPIK

Szanowny Panie Prezesie
Szanowna Pani Przewodnicząca
Koleżanki i Koledzy

Jestem tu, po wielu latach nieobecności na Zjeździe, by wygłosić krótką laudację dla Joanny Wnuk-Nazarowej w związku z procedurą nadania Jej członkostwa honorowego ZKP. Wyjątkowe wydarzenie ostatnich tygodni jakim było odznaczenie naszej koleżanki przez Prezydenta RP Orderem Orła Białego nadaje temu aktowi wyjątkowe znaczenie i splendor. Nasz, niewielki ilościowo, liczący około trzystu członków Związek, może szczycić się tym, że znacząca większość Kawalerów Orderu Orła Białego reprezentujących dziedzinę muzyki to członkowie honorowi naszego Związku. Jest to niewątpliwie powód do głębokiej dumy i podziwu dla wielkiego twórczego dorobku naszych nieżyjących już Kolegów. Dzisiejsza uroczystość nadająca godność członka honorowego Związku pierwszej Damie Orderu w naszym gronie jest przez to w szczególny sposób kameralnie ciepła, przyjacielska i znacząca. Aby nie powtarzać faktów i treści biograficznych znajdujących się w przestrzeni medialnej w ostatnich tygodniach, potraktuję swoją laudację osobiście - niemalże z autopsji. Życie bowiem sprawiło, jeśli tak Joanno mogę uznać, że szliśmy przez nie może nie razem, ale prawie równolegle, i co jakiś czas nasze drogi przecinały się w wielu węzłowych dla nas samych momentach.

Sentencja Orderu brzmi następująco: „W uznaniu znamienitych zasług dla polskiej kultury, za wybitne osiągnięcia w pracy artystycznej i pedagogicznej, za działalność na rzecz upowszechniania dorobku rodzimej kultury muzycznej oraz konsekwentne wspieranie aktywnego w niej uczestnictwa”. W formule powyższej, sformułowanej w nieco urzędniczym stylu, nie ma niczego, co byłoby niezgodne z prawdą lub przesadnie nakreślone. Droga Twoja to droga idei, które wytyczyły Ci plan podróży przez życie i muzykę. Wychowałaś się w ojcowskim domu wspartym na silnych korzeniach konserwatywno-patriotycznych. Z nieskrywanym wzruszeniem po otrzymaniu Orderu zadedykowałaś go więc Ojcu mówiąc: „Dla mojego ojca, życie nie było wartością jako taką. Życie miało wartość na tyle, na ile poświęciłeś się drugim, na ile poświęciłeś się ideom, w które wierzyłeś.” Gdy pisałem te słowa, zwróciłem uwagę na ich uniwersalność. Ta uniwersalność pozwala po zamianie słowa „życie” na „twórczość” nadać im szczególny wydźwięk, który niczym manifest mogłyby np. znaleźć się na drzwiach wejściowych do siedziby ZKP, po to chociażby, by przypominać o naszej powinności. „Twórczość nie jest wartością samą w sobie. Twórczość ma wartość o tyle, o ile poświęciłeś ją drugim, o ile poświęciłeś się ideom, w które wierzysz.”

Joanna Wnuk-Nazarowa ukończyła studia w krakowskiej PWSM z zakresu kompozycji i dyrygentury. Uczestniczyła czynnie również w pracach Zakładu Analizy i Interpretacji Muzyki kierowanego przez Profesora Mieczysława Tomaszewskiego, którego później nazwała swym ojcem duchowym. Na rok 1973 - czyli rok ukończenia studiów datuje się jej debiut kompozytorski na koncercie w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Lata siedemdziesiąte - czas pokoleniowo gorący - czas wielkich wyzwań i szalonych gestów, czas poszukiwania własnego miejsca tu i teraz, wypełniło aktywne Jej uczestnictwo w Festiwalach Młodzi Muzycy Młodemu Miastu w Stalowej Woli, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy oraz w Spotkaniach Baranowskich, które ubarwiała artystycznie koncertami, m.in. niezapomnianym dla mnie wystawieniem Historii żołnierza Igora Strawińskiego na dziedzińcu zamku baranowskiego. W tych latach Joanna rozpoczęła współpracę z krakowskimi teatrami pełniąc w nich funkcję Kierownika Artystycznego oraz kompozytora muzyki teatralnej. Potem jeszcze wytworna przygoda z Festiwalem „Na otwarcie domu” w Lusławicach, gdzie w 1981 roku miałem okazję uczestniczyć w prawykonaniu cyklu Życie i miłość poety, 10 pieśni romantycznych na alt, baryton i fortepian. Dalej to już 13 grudnia 1981, który zadusił niemalże wszystkie formy aktywności społecznej, ale nie wykarczował z nas marzeń i planów twórczych. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte Joanna Wnuk-Nazar oprócz pracy w krakowskiej Uczelni swój czas poświęca głównie na komponowanie muzyki do spektakli teatralnych i spektakli telewizyjnych. Na uwagę zasługuję fakt, że współpraca dotyczyła spektakli przygotowanych przede wszystkim przez dwóch reżyserów - Krzysztofa Nazara i Kazimierza Kutza.

Rok 1991 przynosi znaczącą cezurę w Jej życiorysie zawodowym. Wtedy to obejmuje stanowisko dyrektora naczelnego Państwowej Filharmonii w Krakowie. Rozpoczyna się długi, bo trwający 27 lat okres kierowania instytucjami kultury polskiej przez Joannę Wnuk-Nazarową. Już pierwsze lata charakteryzują się zmianą programową repertuaru Orkiestry. W rekordowym czasie (kilku miesięcy) przyczyniła się do odbudowy po pożarze gmachu Filharmonii przywracając go publiczności i życiu koncertowemu. Była również konsultantem Rady Programowej Festiwalu Kraków 2000 oraz członkiem stowarzyszenia Villa Decius. W 1997 roku została powołana na stanowisko Ministra Kultury i Sztuki w rządzie Jerzego Buzka, które sprawowała do roku 1999. Z ogromu zadań jakie zostały jej powierzone do wykonania - wymienię tylko niektóre: czynny udział w posiedzeniu UNESCO „Wielokulturowość społeczeństw (Sztokholm 1998), światowy zjazd ministrów kultury „Nasza twórcza jednorodność (Ottawa 1998), spotkanie ministrów kultury Unii Europejskiej (Linz 1998), w tym samym roku przewodniczyła polskiej delegacji na konferencji w Waszyngtonie poświęconej zwrotowi majątku ofiarom Holocaustu (zauważmy wszystko to działo się w jednym roku!, a przecież dochodziły do tego jeszcze wszystkie zadania bieżące związane z funkcjonowaniem kultury w kraju),  więc ogrom zadań do wykonania sprawił, że, jak nieco żartobliwie wspomina, w nocy padała do łózka w ubraniu, by po kilku godzinach wrócić do pracy.

W roku 2000 po wygranym konkursie objęła stanowisko dyrektora naczelnego i programowego NOSPR, które sprawowała przez osiemnaście lat do przejścia na emeryturę. Pełniła tę funkcję najdłużej w historii tej Instytucji. Niewątpliwie był to okres najbardziej owocny i bogaty w dokonania na rzecz polskiej kultury muzycznej. Cechował go nadzwyczajny ciąg wydarzeń, których była pomysłodawcą i wykonawcą zarazem. Dzięki współpracy z nieodżałowanym Gabrielem Chmurą, wypracowała nienotowany wcześniej poziom profesjonalizmu Orkiestry, a niektóre koncerty z tamtego czasu pozostały na zawsze w mej pamięci. Zarażała wszystkich nieodmiennie swymi inicjatywami, proponując i doprowadzając do realizacji, jak byśmy to dziś nazwali, przeróżne eventy - nawet takie, które nie miały prawa się udać. Wymienię tylko kilka z nich: Festiwal Prawykonań-Polska Muzyka Najnowsza, Maraton twórczości Góreckiego, Pociąg do muzyki Kilara, Muzyczne Podróże Morskie, Dzień i Noc Kilara oraz Międzynarodowy Konkurs Muzyczny im. Karola Szymanowskiego - którego druga edycja zaczyna się niebawem. Ze swej strony pragnę szczerze podziękować za pomoc i udzielone wsparcie przy powoływaniu do życia Festiwalu Katowice Kultura Natura. Po ośmiu edycjach należy on do czołówki najważniejszych festiwali muzycznych w Polsce. Paleta tych wydarzeń, ich różnorodność i rozmach dowodzi, że mamy do czynienia nie tylko z Dyrektorem znaczącej Instytucji, ale wybitną osobowością –  inicjatorem i organizatorem życia muzycznego w kraju. Nie sposób nie wymienić tu zasługi wyjątkowej jaką jest nowy, wspaniały gmach Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia – miejsce magiczne, w murach którego koncertują corocznie najlepsze orkiestry europejskie. Skupiając wokół siebie wybitne osobowości (w tym również członków honorowych ZKP) Joanna Wnuk Nazarowa ucieleśniła ideę konstytuującą nowy wymiar instytucji kultury daleko wykraczającej poza codzienność.

Pisząc te słowa zadawałem sobie pytanie jakie cechy, jakie przymioty charakteru Joanny Wnuk-Nazarowej, świadcząc o Jej sile, przyczyniły się do tak znaczących osiągnięć w karierze zawodowej. Pewnie jest ich wiele, ale za najważniejsze uznałbym: otwartość, wiarygodność i odwagę. Właśnie te przymioty pomagały Jej skutecznie zjednywać sojuszników i pokonywać piętrzące się trudności na drodze do osiągnięcia zamierzonego celu. A cele stawiała wysokie. Jestem przekonany, że pośród tu zgromadzonych członków ZKP jest wielu, którzy zawdzięczają Jej i NOSPRowi bardzo wiele - przede wszystkim możliwość wysłuchania, zaprezentowania publiczności czy nagrania swojej kompozycji. Dla sporej liczby kompozytorów, być może, były to drzwi do dalszej kariery. Przypomnę słowa Henryka Mikołaja Góreckiego, który ujął to po swojemu tak: ilekroć dowiadywałem się, że mój utwór zostanie wykonany przez NOSPR, czułem się jakbym złapał Pana Boga za nogi. Niech mi wolno będzie w tym miejscu w imieniu kolegów związkowych podziękować Ci Joanno za to, że dzięki Twojej dalekowzroczności, tak wiele utworów szczególnie młodszej części Związku, ujrzało światło dzienne wzbogacając dorobek polskiej kultury muzycznej. Aby tę machinę uruchomić trzeba było odwagi i niezłomności. Pamiętam przecież pierwsze edycje Festiwalu, gdy podczas koncertów więcej osób znajdowało się na estradzie, niż po stronie publiczności. Dzisiaj to wydarzenie na trwałe wpisało się w promocję polskiej twórczości. Przykład drugi: projekt niezwykle ryzykowny - maraton Henryka Mikołaja Góreckiego. 6 grudnia 2003 roku, w ciągu jednego dnia od 10 rano do późnych godzin nocnych, w siedzibie NOSPR, ale też w innych miejscach Katowic, często jednocześnie, odbyło się 18 koncertów, podczas których zaprezentowano wszystkie utwory Jubilata. Publiczność miała okazję wyboru interesującej ją oferty przechodząc z jednej sali do drugiej. Sądziłem, że po kilku koncertach ogarnie wszystkich znużenie. Jakież było moje zdziwienie, gdy z koncertu na koncert publiczności przybywało, a maraton okazał się świętem muzyki Kompozytora. Przykład trzeci: w trakcie rozmowy z Ministrem Kultury pojawił się wątek uczczenia w roku 2017 podwójnego jubileuszu Karola Szymanowskego. Padła propozycja, by z tej okazji powołać do życia w Katowicach wielodyscyplinarny Konkurs Muzyczny na wzór konkursów w Monachium i Moskwie. Podjęłaś to wyzwanie i w rekordowo krótkim czasie jak na skalę przedsięwzięcia (około roku), Konkurs stał się faktem i zakończył sukcesem. Nieustanna wola pokonywania wyzwań oraz wiarygodność osobista pozwoliła Tobie na realizację celów dla wielu nieosiągalnych. Niechaj potwierdzeniem Twego credo życiowego będą słowa libańskiego poety Rashida ad-Da-ifa: Kto skoczy do morza, znajdzie perłę, kto będzie siedział na brzegu, przyniesie tylko garść piasku.

Na koniec kilka słów o motorze wszystkich Twoich działań - o kompozycji, o twórczości. Życie tak się potoczyło, że przez większą jego część brakowało Ci czasu, by oddać się tej pasji całkowicie. Stąd niewielka liczba skomponowanych utworów i spore przerwy w pracy twórczej. Po ostatnim koncercie wieńczącym Twoją misję w NOSPR i po wszystkich oficjalnych pożegnaniach  podszedłem do Ciebie, by życzyć zasłużonego odpoczynku po tak bogatym i owocnym życiu, ale nie pozwoliłaś mi tych życzeń nawet dokończyć mówiąc: ach nie! Ja mam w głowie gotowych już pięć utworów, muszę je tylko zapisać, a w ogóle to pomysłów starczy mi na dziesięć intensywnych lat komponowania. Wydaje się jakby długo wstrzymywana potrzeba tworzenia muzyki wybuchła żywym gejzerem dźwięków. To kilka przykładów:

1) Quintetto per archi (per Krzysztof Penderecki)
2) Prélude et grande fugue "La Catastrophe" - na wielką orkiestrę symfoniczną           
3) "Słuchaj, Neronie!" - na alt i wielką orkiestrę symfoniczną (tekst Racine/A.Libera), 
4) "il tempo passa - passacaglia" per Elżbieta Penderecka na wielką orkiestrę symfoniczną
5) "Wanda" opera na 4 solistów, chór mieszany, chór dziecięcy i orkiestrę symfoniczną (do tekstu Norwida),
6) "Dziewczyna" - pieśń na chór mieszany (do słów Leśmiana),                
7) Dyptyk "Nie odwracaj się” ("Orfeusz i Eurydyka","Lot i żona Lota") - na 2 flety solo i orkiestrę kameralną

Wszystkie powyższe utwory nie tylko zostały napisane, ale miały już swoje prawykonania. W portfolio są jeszcze inne, już skomponowane dzieła czekające na pierwsze wykonanie, a także konkretne plany kompozytorskie na wiele lat wprzód. Zdumiewające, jak w wieku w którym wielu twórców kończy swoją działalność, Joanna Wnuk-Nazarowa niczym w młodzieńczym geście zuchwałości, rozpala dopiero płomień swej wyobraźni. Życzę, by długo jeszcze świecił jasno.

LAUDACJA DLA SZABOLCSA ESZTENYI’EGO – ANNA IGNATOWICZ-GLIŃSKA

Drogi Profesorze,                                             
Szanowni Zebrani,                                                            

przypadł mi w udziale zaszczyt                                     
stanąć tu przed Wami na okoliczność                                               
dla Szábolcsa Esztényiego laudacji.                                                                                       
- Łatwiej byłoby poprzestać na owacji,          
bo przecież                                                    
jesteś, Profesorze, uznanym w świecie         
Pianistą, Kompozytorem,                                                           
Pedagogiem, Improwizatorem,                     
Honoris Causa (Uniwersytetu Muzycznego
Fryderyka Chopina) Doktorem,                                     
Kilku pokoleń twórców i pedagogów            
Wychowawcą i Mentorem!                                                                                                       
Przebudziłeś dla Muzyki – wspomnieć o tym
muszę – wśród niezliczonych swych uczniów            
także moje serce i duszę.                                                                      
Twój węgierski rodowód
(wciąż obecny w akcencie)                            
wybitny znaczy ślad na sztuk firmamencie,
a jego obraz został nam dany
w dźwiękach przez Ciebie kreowanych.                                                                                                             
Ty Kodály’a i Bartóka piłeś z Matki mlekiem,                                   
a gdy do nas przyjechałeś                              
- przed ponad pół wiekiem -                          
polskiej sztuce serce dałeś                              
i Polce – swej Małżonce, Teresie…                                                                                                                                                           
Na klawiaturach całego świata                                        
- nie sposób wszystkie wymienić -
spod Twoich palców wyrastają kwiaty,                    
fruną ptaki, strzelają armaty…                      
A najwięcej ich w Warszawie – na „Jesieni”.                                                                                      
Najważniejszy nasz Festiwal                                 
zasług Twoich nie policzy!                                     
Tytuły dzieł i twórców nazwiska                            
w opasłe tomy trzeba by spisać.                           
Są wśród nich obecni na tej sali                          
i są ci, co odeszli – o nich pamięć,                      
dzięki Twoim kreacjom – wciąż żywa.                                                                                           
A przecież to nie wszystko!
– to ledwie początek.
Jest jeszcze w Warszawie ten słynny zakątek:                
ulica Bednarska… tam muzyczna szkoła,                
w której improwizacji pięćdziesiąt lat zgoła
uczy Szábolcs Esztényi.
to jak uczy! - z nieopierzonych muzycznie kurczaków
pod Jego ręką piękne wyrastają łabędzie,
by los artysty wieść na estradach świata,
lecz także – by nieść kaganek oświaty
– pod strzechy
i edukować muzycznie pociechy
kolejnych pokoleń. Na Bednarskiej
Esztényi „był od zawsze”– ja to wiem!                            
I nadal jest. I zawsze niech będzie!
Są muzyczne uczelnie – w Warszawie i Łodzi,                
i jest Rytmika… to temat na opowieść długą.
Powiem tylko, że Rytmiki by w UMFC-u
nie było bez Ecziego. W PRLowską szarugę
niczym meteor wleciał okruch lepszego świata:
Eksperymentalny Warsztat Rytmiki.
Esztényi Szábolcs i Turska Barbara
– dwoje Nestorów. Nieźle
namieszała w pedagogice ta para!
Profesorze Kochany – wybacz słowa nieskładne, gdy wzruszenie mowę odbiera.
Nie ja jedna przecież
wśród Twych wychowanków
wciąż zadaję sobie pytanie:
Bez Twych lekcji, wykładów,
Twych koncertów i nagrań,
kim bym była – gdzie byłabym teraz?
Twoje zajęcia, lekcje u Twej Żony,
Twoje ważkie słowa (z węgierskim akcentem),
magia Twoich dźwięków, gdy się Sztuka staje,
Wielka Sztuka – na oczach studenta!
Niemal można jej dotknąć!
– I ja miałam to szczęście,
w przyszłych twórców gronie,                                                                    
Szacownego dziś Związku mnożących szeregi...                 
Jesteśmy Ci wdzięczni,  
za Twe „Muzyki kreowane”
i za nasze, przez Ciebie kreowane marzenia.
Za Twe serce Polsce oddane,
polskiej sztuce i edukacji –
chociaż czasem niełatwa to miłość.                          
Prosimy,
przyjmij Honorowe Członkostwo
Związku Kompozytorów Polskich
- i po prostu bądź nadal z nami!
Bo bez Ciebie – wielu z nas by nie było.

LAUDACJA DLA WALENTINA SILWESTROWA – JERZY STANKIEWICZ

Walentin Silwestrow (ur. 30 września 1937)  wyrósł z tradycji Konserwatorium Kijowskiego, którym zarządzał modernista i reformator Nikołaj Rosławiec, a później Borys Latoszyński. Wiemy,  Latoszyński z Żytomierza, to prawnuk polskiego powstańca styczniowego, zarazem wielki symfonik, który pamiętał  o swojej ojczyźnie, komponując takie poematy symfoniczne,  jak „Nad brzegiem Wisły” i „Grażyna”. W dydaktyce kultywował „tradycje relatywnego radykalizmu muzycznego”. Był wychowawcą całego nowego pokolenia kompozytorów ukraińskich. Silwestrow odbył studia kompozytorskie u Lewko Rewuckiego i Borysa Latoszyńskiego w latach 1958-64, choć jak sam twierdzi konserwatorium nie ukończył.

Był to czas przebudzenia, kiedy kompozytorzy rosyjscy Schnittke, Denisow, Gubajdulina rozpoczęli przejmować z Zachodu techniki nowej muzyki, zakazane dotąd przez dyktaturę stalinowską i zwane „kapitalistycznym formalizmem”.  W tym szeregu stanął także Silwestrow początkowo przejmując od Schönberga  i Weberna dodekafonię i serializm. Muzyka pisana z użyciem tych technik kompozytorskich stała się przedmiotem sporów i krytyki, a Silwestrow i jego koledzy byli za to publicznie ganieni. Wzrost napięć politycznych doprowadził wtedy do wydalenia Silwestrowa ze Związku Kompozytorów Radzieckich.

Droga, którą poszedł Silwestrow jest bliźniaczym szlakiem do szlaku  Krzysztofa Pendereckiego od ostrego nowatorstwa członka awangardy kijowskiej w latach 60., do przełomu – dokładnie w tych samych latach 70., co Penderecki - i dążeń do wydostania się z „awangardowego getta”. Silwestrow zostaje samotnym, neutralnym twórcą, myślącym i poszukującym inaczej niż jego otoczenie. Od 1970 roku do 2022 był niezależnym kompozytorem, w sumie dość często wykonywanym na Wschodzie, ale i w krajach zachodnich. Wybuch agresji sowieckiej na Ukrainę, bombardowania Kijowa, spowodowały, że pod wpływem rodziny i przyjaciół opuścił Ukrainę i zamieszkał w Berlinie. Dotąd nigdy nie pragnął opuszczać swojego kraju.

Od początku lat 70., Silwestrow zwalczając „relikty awangardowości”, zaczął rozwijać bardzo swoiście zachodnie techniki kompozytorskie, nadając im szczyptę słowiańskiego charakteru. Począł kultywować indywidualny język muzyczny, w którym dominowała poruszająca i „pełna melancholii liryka, uroda magicznego bezruchu materii dźwiękowej i świadomość przemijającego czasu”. Nad wszystkim królował etos łączenia wielkiej tradycji z nowatorstwem, zupełnie jak u Pendereckiego. Toteż Silwestrow sięgnął do archetypów muzyki tradycyjnej, do muzyki „w narodzie”, nie był to powrót do tonalności jak u wielu innych, ale wybór diatoniki. Ta stara dźwiękowość, dzięki jego talentom i wrażliwości zyskała postać „surrealistycznej elegii”. Jego muzyka zeszła do tempa lentamente, zaczęła się rozwijać bardzo powoli, jak u Messiaena, i ponadto bardzo nostalgicznie, może trochę jak u Mortona Feldmana, ale w sposób bardziej wrażliwy i delikatniejszy.

I Kwartet smyczkowy wykonany podczas Warszawskiej Jesieni w 1976 roku przez Kwartet smyczkowy W. Dudy ze Lwowa i rok później na koncercie kompozytorskim Silwestrowa we Floriance w Krakowie przez Kwartet Łysenki z Kijowa – rozwija się od subtelnego Adagia i w końcu do niego wraca, przypominając narrację długich późnoklasycznych utworów. To wspaniałe, pełne nostalgii dzieło kwartetowe, kończy się efektem dźwięku podanego na granicy słyszalności. To owe „grać cicho”, „muzyczna cisza” Silwestrowa. W tej nostalgii jest słowiański żal, może bardziej wyrazisty w jego późniejszych utworach, żal, tak charakterystyczny dla Szostakowicza i Schnittkego, ale który u Silwestrowa osiąga jeszcze inne, wyższe stadium przenikliwej, wręcz dojmującej ekspresyjności. Sam pisał, że nie komponuje samego lamentu, „ale uporczywe wspomnienie o nim”.

Moich spotkań z Panem Walentynem, od połowy lat 90. było sporo, głównie   na rozkwitającym wówczas lwowskim festiwalu „Kontrasty”, z którym Kraków współpracował, i w hotelu „Żorż”, gdzie we Lwowie mieszkaliśmy razem. Był zawsze w towarzystwie małżonki, wielbionej Pani Larisy, przemiłej damy, mówiącej pięknie po polsku z miękkim akcentem, która często podkreślała, jak lubi czytać polskie książki. Swojej żonie poświęcił jedno z najważniejszych swoich dzieł Requiem dla Larisy.

Do Krakowa Silwestrow przyjął zaproszenie w 1997 roku, niestety było to już  w rok po śmierci Pani Larisy. Przyjechał pod opieką dwóch pań: muzykologa prof. Tamary Hnativ i pianistki Naidy Mahomedbekowej i z muzykami Kwartetu Łysenki. Mało wtedy mówił, tragedia śmierci żony, była ciągle wyraźnie obecna. 19 maja 1997 roku, koncert kompozytorski Silwestrowa w Krakowie, był wydarzeniem i miał dobre przyjęcie. Korpus czterech kwartetów z pierwszym Quartetto piccolo, o którym wypowiedział się pozytywnie sam Adorno, miał we Floriance znakomitych wykonawców w osobach muzyków Kwartetu Łysenki.

Przed koncertem odbyło się zwyczajowe spotkanie z kompozytorem, które prowadził uczestnik tych wydarzeń, ambasador muzyki ukraińskiej w Polsce,  Roman Rewakowicz. Ten koncert w 1997 roku był jednym z najważniejszych wydarzeń na tym wczesnym etapie wprowadzania muzyki ukraińskiej na polskie estrady koncertowe. Koncert Silwestrowa w Krakowie otworzył drogę   do kolejnych koncertów kompozytorskich:  Mirosława Skoryka, Jevhena Stankowycza i Michała Szucha oraz prezentacji kompozytorów młodszego pokolenia: Igora Szczerbakowa, Hanny Gawrylec, Juryja Łaniuka przedstawianych przez legendarną orkiestrę „Soliści Kijowa” Bohodara Kotorowicza (pochodzącego z ziemi zamojskiej).            

Mimo cieszących się wielkim uznaniem wykonań Silwestrowa na Zachodzie,  na które do niepodległości Ukrainy kompozytorowi nie pozwalano wyjeżdżać, jego muzyka w swoim kraju była oficjalnie ignorowana, choć nieoficjalnie budziła niemałe poruszenie, przez co bywała także zakazywana. Przez wiele lat funkcjonowali entuzjastyczni jej wykonawcy, wśród nich świetnie znani                    w Krakowie pianiści: Jewgienij Gromow z Kijowa, wykonał  i nagrał większość utworów fortepianowych Silwestrowa (i wszystkie utwory fortepianowe dwóch Regameyów, ojca i syna) oraz Josef Örmény ze Lwowa, który w Krakowie wykonał  II Sonatę, (a także inaugurował później Warszawską Jesień). Wówczas  wykonania jego muzyki były u nas epizodyczne, pomimo tego, że Silwestrow przebywał jakiś czas w Poznaniu jako kompozytor-rezydent, ilość jego wykonań nie uległa intensyfikacji.

"Moja muzyka jest echem i odpowiedzią na to,  c o  j u ż  i s t n i e j e" – mówił kompozytor, twierdząc, że nie pisze  n o w e j   muzyki. Czy to jest inne oblicze polistylizmu Konstantego Regameya, odpowiednie dla czasów postmodernizmu?  „Cicha muzyka” Silwestrowa to po ukraińsku, dokładnie                     tak samo jak po polsku: тиха музика, a po rosyjsku jest inaczej: тихая музыка. Tytuły jego utworów mówią same za siebie:  Muzyka poranna, Muzyka wieczorna, Ciche pieśni, Pieśni bez słów…                                                                                 

Kompozytor oświadcza: „Muzyka jest zawsze  p i e ś n i ą , nawet jeśli nie można jej śpiewać dosłownie:  nie jest filozofią, nie jest światopoglądem. To przede wszystkim pieśń, pieśń, którą świat śpiewa o sobie, to muzyczne świadectwo życia”.                                                                                                                                                        

Całą jego muzykę, a raczej ”meta-muzykę”, jak sam ją określa, przenika żywioł melodyczny (to znowu Messiaenowski priorytet dla melodii). Silwestrow staje się kompozytorem konsonansów, czasem zabarwionych alikwotowo (jak w fenomenalnym Alleluja na chór dziecięcy), harmonii opartej na tercjach i sekstach, zdążającej w synchronizacji i pełnej zgodności ku wybrzmieniu, ku ciszy… Schubert zostawia nam Sonaty i nieśmiertelne Impromptus, a Silwestrow cykle Bagatel czy choćby Walc „jak perpetuum mobile. I powiadają, że jego muzyka jest „ostatecznym epilogiem romantyzmu”.                                          

I w tym szczególnym wypadku: człowiek, osobowość i jego twórczość  są tu jednym. Kompozytor jest ze swej natury filozofem o skrystalizowanych, swoistych poglądach, ale gdy mówi o muzyce, najwięcej mówi dłońmi. Już kiedyś widziałem Ligetiego jak gestykulacją wyjaśniał zawiłości techniczne swojej muzyki. Ale u Silwestrowa jest to pełnia pantomimicznej narracji, której sugestywność przemawia nadzwyczaj silnie.                       
Ubiegłoroczny wykonawca w Poznaniu i w Warszawie na Eufonii – VIII Symfonii Silwestrowa, dyrektor Filharmonii Narodowej, Andrej Boreyko oświadcza:  "Jest to muzyka geniusza, muzyka ponadczasowa, która już należy do historii muzyki i kultury”.                                                                                                                                          

Witam Pana, Panie Silwestrow – [słyszy Pan to na pewno] – „witam” gorąco na Walnym Zjeździe Związku Kompozytorów Polskich w Warszawie, witam tak samo serdecznie, jak witałem Pana ćwierć wieku temu w Krakowie. I niech to polskie „witam” ma tu koniecznie razem zawarte to znaczenie ukraińskie: „gratuluję”!  Я вас вітаю!  Gratuluję Panu najserdeczniej, bowiem „Witamy” w ten podwójny sposób  Pana Walentina Wasiliowicza Silwestrowa – w dostojnym gronie Członków Honorowych Związku Kompozytorów Polskich.

LAUDACJA DLA ADRIANA THOMASA – SŁAWOMIRA ŻERAŃSKA-KOMINEK

Józef Reiss uczył nas, że muzyka polska jest najpiękniejsza i trudno byśmy zebrani tu członkowie Związku Kompozytorów Polskich mogli mieć na ten temat pogląd odmienny. Z drugiej strony pamiętamy, że czcigodny ten autor przyjął, że muzyka polska jest najpiękniejsza dlatego, że jest polska, co może budzić i budzi uzasadnione wątpliwości. Przypomnijmy, że Eduard Hanslick uważał, że muzyka jako czysta forma nie wyraża ani uczuć, ani nie posiada jakiejkolwiek innej, poza dźwiękową, treści, jest czystą formą. „Ona nie wyraża niczego, ona może wyrażać tylko siebie” – mówił Igor Strawiński. Muzyka jako taka w ogóle nie wyraża emocji – twierdził Peter Kivy. Innymi słowy muzyka sama w sobie nie bywa ani piękna, ani wartościowa, czy wzruszająca. Piękno, wartość, emocjonalną głębię nadają jej słowa, przez które przemawiają doświadczenia słuchacza i jego osobista wrażliwość. Słowa piszącego muzykologa zawsze stanowią zatem wartość dodaną do muzyki. Piszący muzykolog tworzy, może lepiej powiedzieć - współtworzy treść i wartość muzyki, która istnieje poprzez jej werbalizację i metaforę.

Nie ulega wątpliwości, że już osobliwości samego języka stanowią fascynującą tkaninę, poprzez którą w taki lub inny sposób oglądamy muzykę. Taką odmienną, od językowej codzienności polskiego muzykologa, tkaninę tworzy język angielski, rodzimy język Adriana, poprzez który otrzymujemy opis polskiej muzyki w nieco innych barwach aniżeli te, do których jako polscy czytelnicy przywykliśmy.

Adriana z kolei zafascynowała odmienność polskiej muzyki. We wstępie do Polish Music since Szymanowski z 2003 napisał: I have not aimed to be comprehensive. I hope that the many composers on whose imaginative and invigorating work I have not elaborated will forgive my concentration on what, for want a better word, is my personal ‘canon’. Słowa te można rozumieć jako cenną obietnicę, że motywacje Adriana nie są wyłącznie naukowe i wyłącznie profesjonalne, lecz przeniknięte osobistą sympatią do polskiej tradycji muzycznej. I tę osobistą nutę odczytuję we wszystkich niemal pracach Adriana o polskiej muzyce.

Adrian polubił polską muzykę od „pierwszego słyszenia” pod koniec lat 60-tych, gdy usłyszał Trois poèmes d’Henri Michaux i Refren  Góreckiego, które brzmiały dla niego zupełnie inaczej aniżeli ówczesna muzyka Europy Zachodniej. Od tej pory napisał trzy, bardzo dobrze znane i tak chętnie czytane w Polsce książki: on Grażyna Bacewicz (1985), on Górecki (1998), on Polish Music since Szymanowski (2005) a także liczne artykuły poświęcone różnym zagadnieniom polskiej muzyki. Dodajmy tej długiej listy omówienia płyt, wykłady i prelekcje, których nie sposób wyliczyć w tak krótkim czasie.

Bardzo ciekawym podsumowaniem wieloletniej pracy Adriana Thomasa   jest jego wykład zatytułowany Locating Polish Music wygłoszony 2 maja 2009 roku na zakończenie międzynarodowej konferencji ‘Polish Music since 1945’ odbywającej się w Canterbury Christ Church University, UK. Tezy tego wykładu wyjątkowo dobrze wpisują się w prowadzoną od lat dyskusję nad polskim stylem narodowym, lub może lepiej nad polskością muzyki w Polsce po Szymanowskim. Adriana wyróżnił trzy pola manifestacji muzycznej polskości. Po pierwsze folklor, którego znaczenie i funkcję w polskiej muzyce zdefiniował Szymanowski. Odwołująca się do ludowości twórczość Kilara, Krauzego czy Góreckiego była bezpośrednią kontynuacją koncepcji muzyki narodowej sformułowanej przez Szymanowskiego a zarazem ucieczką od zachodnioeuropejskiej awangardy. Drugim uderzającym, zwłaszcza dla outsidera, polem realizacji polskości jest memorializm (termin Adriana) stanowiący wyjątkową osobliwość polskiej twórczości na tle muzyki zachodnioeuropejskiej. Mieszczą się tu np. Missa pro defunctis Romana Maciejewskiego, Pendereckiego Dies Irae, Zbigniewa Bujarskiego Kinoth i wiele innych. Trzecim polem, w którym realizuje się odrębność polskiej muzyki jest eksplorowanie idei sacrum. W opinii Adriana jednak ta podkreślana często i często dyskutowana orientacja kompozytorów stanowczo nie wyczerpuje charakterystyki ich muzyki. Czyż wolna od sakralnych odniesień i treści muzyka Bacewicz, Lutosławskiego, Serockiego, Bairda, Szalonka jest mniej  polska? - Pyta Adrian i jego odpowiedź jest oczywista. 

Życzliwy i zrównoważony głos Adriana w dyskusji o polskości muzyki polskiej stanowi wyjątkowo cenny wkład w kształtowanie jej obrazu zarówno na użytek słuchaczy polskich, jak i niepolskich. Jest to obraz tym ciekawszy, że zapośredniczony można rzec przez angielską wrażliwość i doświadczenie, które uosabia Adrian Thomas.

 Za swoją wspaniałą pracę na rzecz polskiej muzyki Adrian Thomas został już uhonorowany pięcioma polskimi wyróżnieniami:  

1989: the annual award of the Polish Composers’ Union (ZKP)

1996: the Polish Government’s medal of the Order of Merit for Polish Culture

2005: the Lutosławski Society medal (above, with the Polish film director Andrzej Wajda

2013: the Lutosławski Society medal marking the composer’s centenary
2013: the Polish Government’s Gold Medal of the Gloria Artis (conferred 2014, below)

 Dzisiaj mam przyjemność i honor zarekomendować Adriana Thomasa na członka honorowego Związku Kompozytorów Polskich.